niedziela, 2 lutego 2014

Pół czwórki !

To nie tak, że zasypiałam i budziłam się przerażona. To raczej przychodziło w momencie, gdy uświadamiałam sobie, że Liam w każdej chwili może się zjawić.
Sen był tym stanem, w którym czułam się bezpiecznie, choć zasypiając gdzieś w podświadomości czaiła się obawa, że dopadnie mnie, gdy będę spała.
Lecz nigdy nic takiego się nie wydarzyło, więc jak na razie nie czułam się aż tak źle.
Dodatkowo, czułam wokół mojej drobnej sylwetki silne ramiona i byłam niemal pewna, że Justin uchroniłby mnie przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.
Śpiąc, chłopak wyglądał całkowicie uroczo, choć jego cudowne oczy skryte były pod powiekami, przez co nie mogłam w nie patrzeć.
W kącikach warg czaił się mały uśmiech, jakby śniło mu się coś dobrego, jakby czuł się szczęśliwy, a wyraz twarzy miał spokojny, choć z lekka czujny.
Dużo myślałam i choć każda chwila z nim była naprawdę cudowna, dodająca mi chęci walki i poczucia jakiejkolwiek wartości. Ostatnio czułam się tak, gdy tata i Megan żyli, a moja młodsza siostra zawsze obserwowała mnie ze skupieniem i uwagą, martwiąc się tym, bym nigdy nie była smutna.
Czasami zastanawiałam się, dlaczego to ja nie mogłam tam umrzeć. Po prostu spłonąć w tym domu, wycierpieć te kilka chwil i zginąć, a nie żyć i cierpieć co chwilę, nienawidząc samej siebie.
Pamiętam bezwładne ciało Megan, po pożarze. Osmolone, przypalone, pełne zaschniętej krwi, bez kawałków skóry, z błękitnymi, martwymi oczami. Chwilę później zapięte w czarnym worku.
Nie jestem pewna, czy widziałam ojca. Nie, po pożarze, nie spalonego, nie w domu...
Nawet nie na pogrzebie, gdyż trumna była zamknięta, a nawet gdyby była otwarta obawiam się, że byłabym zbyt przerażona, zła, zrozpaczona, by podejść.
Ktoś grał tego dnia na skrzypcach. Smutną melodię, pamiętam... Gdy wszyscy już odeszli, a zostałam jedynie ja. Słyszałam skrzypce, jestem tego pewna, lecz mimo tego, że ich szukałam, nie dostrzegłam.
To dziwne.
Od tamtego dnia wszystko się zmieniło. Ja naprawdę zaczęłam wariować, a zaczęło się od skrzypiec, które słyszałam tak blisko, a których nigdzie nie było.
Z dnia na dzień było ze mną gorzej.
A z uderzenia na uderzenie, jakie zadawał mi Liam, traciłam już resztki rozumu.
Zaczęłam widzieć Megan, słyszeć głos ojca.
To było naprawdę dziwne, z początku bałam się tego, ale później uświadomiłam sobie, że oni są przecież tylko wytworem mojej wyobraźni - zwykłą iluzją, która ma doprowadzić do szaleństwa.
Czasami wolałabym być zamknięta w psychiatryku za głosy w mojej głowie i duchy, które widuję, niż żyć tutaj, tak, jak żyję.
Jestem pewna, że czułabym się lepiej. Odseparowana, bezpieczna.
- O czym myślisz? - Głos Justina wyrwał mnie z zamyślenia, a ja mimowolnie się poruszyłam, wystraszona tym nagłym dźwiękiem. - Masz okropnie nieobecny wzrok. - Szepnął, przejeżdżając opuszkiem palca po moim policzku, na co lekko się wzdrygnęłam.
- O pożarze. - Odpowiedziałam cicho, zaciskając powieki.
- Nie myśl o tym, to nic nie da. - Chłopak westchnął, powoli się podnosząc. Wstał, narzucił na siebie ubrania i zerknął na zegarek.
- Poleżę jeszcze. - Jęknęłam, ściskając mocniej kołdrę w moich dłoniach.
Oczy Justina były smutne - cóż, smutniejsze, niż poprzedniego wieczora, jakby ktoś wyssał z nich połowę radości, a ja nie miałam pojęcia, co jest tego przyczyną.
- Zrobię coś do jedzenia... - Mruknął cicho, opuszczając sypialnię,  a ja nie zdążyłam nawet powiedzieć, że nie jestem głodna.
Westchnęłam i wstałam. Cóż lepszego mogłam zrobić?
Nie miałam pojęcia, czy ktokolwiek jest w domu., lecz nie bardzo mnie to obchodziło.
Tak więc wsunęłam na siebie rurki, jakąś luźną koszulkę, poprawiłam włosy i boso zeszłam na dół.
Justin po prostu zrobił różne kanapki i wciąż wyglądał, jakby ktoś wyssał z niego chęć do życia.
- Zły sen? - Spytałam szeptem, siadając do stołu.
Wszędzie było zadziwiająco spokojnie i cicho, co z lekka naprawdę mnie przerażało, bo nawet nie zauważyłam żadnej kartki z informacją, a przecież wczoraj też nikt mi nic nie powiedział.
- Coś... Jakby. Można to tak ująć. - Wzruszył ramionami, powoli przeżuwając pierwszą z kanapek.
Zmarszczyłam brwi, zdając sobie sprawę, że chłopak nie zamierza pisnąć ani słowa na ten temat.
Westchnęłam ciężko, z grzeczności i przyzwyczajenia jedząc jedną, najmniejszą kanapeczkę. Czułam się niezręcznie i dziwnie, choć zapewne sama nie chciałabym rozmawiać o jakimś przygnębiającym śnie.
____________________________________________________
Widzicie, co dzieje się po tak długiej nieobecności. Jeśli chcecie, mogę to dalej pisać - decyzja jest wasza.

3 komentarze:

  1. Rzeczywiscie krotki to dlatego nie moglo sie wydarzyc nic takiego bardziej 'wow' ale jest dobry i przepraszam ze tak na ciebie naciskalysmy nie spiesz sie napisz powoli tak zeby tobie sie podobalo i mimo ze kocham to opowiadanie jest naprawde piekne to decyzja nalezy do ciebie bo jezeli nie masz kompletnie weny i bedziesz pisac tylko tak o zeby pisac to tez nie bedzie fajnie wiec jezeli bedziesz miala problemy z pisaniem i zechcesz zrezygnowac to my to zrozumiemy napewno <3 nie martw sie kochana i pisz spokojnie zyce weny <3 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. piszesz po długiej przerwie. dziękuję. ucieszyłam się jak zobaczyłam nowy rozdział. to nic, że jest krótki. ważne, że coś napisałaś. dziękuję Ci bardzo. <3
    rozdział krótki ale bardzo fajny :)
    życzę weny xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestes po przerwie to zrozumiale ze ciezko ci pisac ale rozdzial mimi ze krotki to fajny nue poddawaj sie życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń